Opowieści Janusza
Janusz the beginning
Mam na imię Janusz i piszę swoje opowieści do internetu, żeby ludzie mogli zobaczyć człowieka zarówno w roli przedsiębiorcy, jak i informatyka. Mam 46 lat i prowadzę swoją firmę, JanuszTech, już od niemal 20 lat. Nie powiem, ale w powiecie jestem liderem wśród firm technologicznych.
Ale prawdziwym oczkiem w głowie jest moja rodzina – żona Grażynka, synek Sebastianek (lat 19) i perełka Oliwka (lat 15). Muszę powiedzieć, że powodzi nam się nieźle. Mamy dom z ogrodem na przedmieściach. W zeszłym roku ociepliliśmy go styropianem „piąteczką”, a podjazd ułożyliśmy z kosteczki, którą znajomy za flaszkę przywiózł z fabryki. Domek pobudowałem młodo, bo w 2003 roku, za te pieniądze, które przywiozłem z Niemiec. Eh, wtedy to były czasy! Za sto tysięcy można było zbudować całą chałupę, a teraz? Młodzi to tylko do Warszawy się pchają, a deweloperzy ich cyckają. A tak by zostali w powiecie, u rodziców, górę by sobie odremontowali – życie jak w bajce.
Przez życie wiezie nas mój dzielny druh, Passat B5 Variant (po lifcie, w TDI, i to nie jakiś biedacki, tylko sto trzydziestka).
Jak wspomniałem, jestem przedsiębiorcą i właścicielem firmy JanuszTech, znanej w kilku okolicznych powiatach. Już od małego ciągnęło mnie do biznesu – zaczynałem od przegrywania dyskietek na Amigę, potem składanie komputerów. Aż łezka się w oku kręci! Czasy były jakie były, więc ojce kazali się kształcić, i tak trafiłem do technikum informatycznego, jednego z pierwszych w województwie. Potem były praktyki i praca w fabryce. Stety lub niestety, przyszedł Niemiec, fabrykę zlikwidował, i wtedy zaczęła się moja przygoda z biznesem
Vol. 1
Dziś to już nie jest ten sam klient co kiedyś, gdy zaczynałem. Nie wystarczy już powiedzieć że składak z tych części co nie poszły w sklepie to komputer multimedialny i posłuży bombelką długo do nauki. Dziś klient jest oczytany w internecie i dobrze wie czego poszukuję. Ja osobiście celuję w lokalnych biznesmenów i obsługę ich biznesów, oczywiście na najwyższym możliwym w tej cenie poziomie. Czasem jednak dorabiam trochę handlujące sprzętem “poleasignowym”. Kupuję na OLX lekko używany sprzęt z drobnymi defektami, trochę go pudruję, jak to z trupem he he, Czasem Oliwka ładnie podmaluje klawisze.albo obudowę tymi flamastrami co dostała pod choinkę 4 lata temu i sprzęt jest gotowy do zdjęc. Wystawiam jako prawie nie używany idealny do przeglądania internetu. Prawdziwy komputerowiec wie ale jakieś ludzie zawsze kupią. Niestety kontrahentem mojej ostatniej transakcji był pewien adept lokalnego kursu dla programistów. Ubzdurał sobie że 15 letni dell z celeronem będzie, swoją droga jak oni takich ludzi wypuszczają na rynek pracy to moje zlecenia się szybko nie skończą a muszę powiedzieć że czasem jeżeli chodzi o ich jakość to można powiedzieć że jestem raczej jaroszem. Wracając do szczęśliwego nabywcy della to udało mu się przetłumaczyć żeby używał bardziej profesjonalnego oprogramowania takiego jak VIM w miejsce IDE od dżetbrejnsów czy pendrive zamiast GIT.
Ach te młode to teraz nic o życiu nie wiedzą i wszystko się im wciśnie.
Tak mnie ten młokos podniósł ciśnienie że już drugiej na fusie nie wypiłem. Dopiero spacer z dżekim i trzy fajki później mnie uspokoiły.
Vol. 2
Udało się zdobyć intratny kontrakt u Maciaszczyka. To największy producent bud dla psów w powiecie! Stawia nową halę produkcyjną i zamówił u mnie rozbudowę jego sieci, którą stawiałem mu dobre 20 lat temu. Swoją drogą te tp-linki to są jednak dobre, że tyle lat firma na nich stoi. Jako że nie robię elektryki i teletechnik sam to zadzwoniłem do Andrzeja. Andrzej to elektryk z którym robiłem na fabryce zanim ją zamknęli i tak jak ja poszedł w swoją działalność. Robi dobrze nie tylko kable ale też jaki imieniny wyprawia to klękajcie narody ale może o tym innym razem.
Po południu po powrocie z firmy zostawiłem swojego pastucha i zaszedłem do niego, spakować samochód na jutrzejszą wyprawę do Maciaszczyka. Przy trzecim browarku endriju zaproponował żebyśmy zaszli do garażu spakować wiertarki, skrętek i inne tałatajstwo to coś mi jeszcze pokaże. Myślę co on mi może pokazać? Kolejną spalinówkę kupioną od cyganów pod kauflandem? Ehh kolego shtil to się nie pisze przesz “sz”.
Wracając do garażu, wchodzimy i kurła aż mi puszka żuberka z rąk wypadła, dobrze że była prawie dopita bo to by była strata dopiero.
Myślałem że coś mi się pomieszało w oczach ale jednak nie to nie był sen na jawie. W garażu stał nowy Duster… ale jak? Takie złotówy jak oni nowy samochód? Jak nowy, przeciez oni to nie złodzieje, skąd pieniądze? Tyle pytań bez odpowiedzi. Szybko pogratulowałem i chwilę podziwiałem nowy nabytek, przez zęby oczywiście, spakowaliśmy graty i udałem się do domu.
W domu była już Grażynka, widzę że jakaś taka niespokojna, szafkami trzaska w kuchni, miota się zła po domu.
-Grażka co się dzieje co ty taka zła, znowu coś Sebuś coś odwalił?
-Nie uwierzysz, po prostu nie uwierzysz, spotkałam dziś w Lidrze Kryskę od Andrzeja i nie uwierzysz…
-Mają nową dacie - przerwałem Grażynce
-I widzisz! Tylko my jak te dziady jeździmy tym starym gratem, moja fabia to już w ogóle zarosła trawą i nie wiem w ogóle czy ją wezmą na złom.
No nie powiem Grażka miała sporo racji bo tego paska to kupowaliśmy jak się Oliwka rodziła, a fabia to dwa lata bez przeglądu bo ze złamaną tylną belką i dziurami w podłodze i progach to szkoda w ogóle jechać.
-Pamiętasz Janusz, co obiecywałeś? Do końca roku będziemy mieli SUV’a!
Cóż będzie trzeba coś z tym zrobić, bo faktycznie obiecałem nowy samochód, co prawda po imionach teścia ale jednak, poza tym do klientów też przydałoby się jeździć czymś bardziej reprezentacyjnym.
Nie trzeba też nadmieniac że tworzymy z Grażka prawdziwa polską rodzinę i to ona jest ministrem finansów i ona raczej podejmuje wszystkie decyzje.
Vol. 3
Przez trzy dni grzebaliśmy się z Andrzejem w tej stodole. Z halą produkcyjną to miało mało wspólnego, ale jakoś udało się skończyć robotę i wystawić odpowiednią fakturkę. No nie powiem że ludzie mają lekko z Maciaszczykiem, bo kazał pomontowac kamery nad każdym stanowiskiem pracy i ten czytnik przepustek przy kiblu to moim zdaniem przesada, ale klient nasz pan. Coś czuję że jeszcze przytulę nie jedną fakturę za naprawy i konserwację tego systemu bo oględnie mówiąc nie był ani pierwszej świeżości a tp-linki z serii dla domu raczej na stolarni długo nie wytrzymają. Stary Maciaszczyk się nie połapie, on dalej na nokii 6310, więc dla niego to czarna magia - najważniejsze żeby dostać raporty, grunt że płaci od razu gotówką.
Ale co ważne przez te kilka dni pracy z Andrzejem, dzięki temu że był po dwóch piwkach, przyznał się że duster jest w kredycie. Ahh nie dość że faktura opłacona do ręki to jeszcze dobre informacje.
Vol. 4
Sobota rano przy rodzinnym śniadaniu, ogłosiłem że jedziemy do mojego serdecznego przyjaciela Mirka po samochód. Znamy się jeszcze z technikum, ja byłem na kierunku infromatyka a on na mechaniku. Obaj lubiliśmy zakurzyć na przerwie, czasy były takie że trzeba było się kitrać i jakoś tak wyszło że przyjaźnimy się do dziś. Co prawda mieliśmy małą przerwę bo te zacieki które były w moim passacie to wcale nie była niedokręcona pokrywa zaworów a wydmuchana uszczelka pod głowicą i turbo też poszło do wymiany a pieczątka z przeglądu w fabii Grażki była zrobiona z ziemniaka. Ale iminy u Andrzeja przy jego bimberku nas pogodziły. Zresztą Mirek już dla znajomych ma perełki tylko bo raz jak ożenił touarega spawanego z przystankiem autobusowym jednemu koledze szwagra, sadownikowi spod Grójca to prawie cały październik w okularach przeciwsłonecznych chodził. Zresztą ja też mam swoje za uszami bo te laptopy co ode mnie wziął że niby specjalnie dla niego sprawdzony poelasing po prezesach volkswagena to były znalezione przez Sebka w śmietniku przy technikum.
Całe moje tałatajstwo siedziało przed dziesiątą już w samochodzie, ja spakowałem buteleczkę specyfiku teścia, bo kółkowe trzeba postawić żeby się nie psuł he he, i wyruszyliśmy w drogę. Na miejscu Mirek zaczął nam pokazywać swoje skarby, volkswageny, fordy - wiadomo czego wort, jakaś francuszczyzna czy włoszczyzna - ta to jest dobra do zupy. Ja to nawet chciałem jakąś dacie albo kaptura z reno ale jak Grażka zobaczyła piękną alejkę z dumnym napisem premium, oznaczona takimi fajnymi chorągiewkami co to je Krysia ze starych zasłon uszyła, to i ja zmieniałem swoje podejście. Czego tam nie było audi, mercedesy, bmw, lexus a nawet maseratii. Jednak nasz wzrok przyciągnęła część w której stały nordyckie produkty, nie powiem ale jesteśmy fanami firm z tego regionu, Ikea, Duka, Husqvarna czy wieloletni moi partnerzy w biznesie jak Nokia czy Opera. Mój wzrok przyciągnęło piękne Volvo V70 w kolorze błękitny fiord z 2010, Grażynka za to wybrała sobie XC60 w kolorze czarny kamień z 2008. Oba w podtlenku LPG.
Dla mnie SUV to na pokaz, dla ojca rodziny i biznesmena to tylko porządne kombii. Niestety pozostaje problem tego że go już obiecałem.
Widząc naszą dyskusję, Mirek wziął mnie na bok:
-Janusz, widzę że oba wam podchodzą.
-Ale wiesz jednak kasa nie mała…
-Dobra jak weźmiecie dziś to wam opuszczę trochę, zostawisz mi paska i te fabie bez przeglądu w rozliczeniu to w gratisie będzie też ten akumulator boszowski.
No nie powiem ale ciągnęło mnie do tych Volvo bo to jednak premium i człowiek po latach tyrki by się przesiadł na coś wygodniejszego no i Grażynka by miała czym się pokazać w pracy czy pod szkoła jak odwozi Oliwkę.
Koniec końców wyjechaliśmy po obiedzie od Mirka dwoma nowymi furmankami. Trudno raz się żyje i coś musimy mieć z tego życia. Wykupi się tylko OC a te opony to się zmieni w przyszłym sezonie bo po 1,8 milimetra bieżnika to można śmiało śmigać na takich wielosezonowych z niemiec.
Najbardziej szkoda jednak że buteleczka specyfiku nie wypita bo trzeba było wracać na dwóch kierowców. Ale to nic, umówiłem się z Mirkiem że wpadną z Krysią do nas na gryla to sobie odbijemy.
Vol. 5
Generalnie to Sebek zrobił w maju mautrę i ukończył technikum ale raczej chodzić a nie uczyć się, ehh ten gałgan, jakoś nigdy go do nauki nie ciągnęło, nie to co mnie. Namawiałem go żeby poszedł do mnie do pracy bo to i nauczy się biznesu i dobrej roboty a na studia jak chce to też niech idzie zaocznie. Ale on mówi:
-Nie tata ja sam chcę do czegoś dojść, sam chce się dorobić i idę do miasta wojewódzkiego na letni staż.
No i tak sobie jeździ o 5:30 busem i wraca o 16, odbieram go po pracy i do domu na obiadek. Ale ten cały staż to o kant dupy potłuc, zamiast robić robotę to oni na spotkania chodzą, jakieś jerba mate piją przez metalowe słomki z durszlakiem i gadają o sprintach, skramie i innych pierdołach. Za robotę by się wzięli jak już tak chcą się uczyć. Kiedyś informatyk to umiał wszystko i sieci robić i komputer poskładać i windowsa zainstalować i program czy stronkę zrobić a te młode to by tylko kodziły. Nie ma już starego ducha w tym zawodzie ehhh…
Dziś jednak Sebek już o trzynastej zameldował się u mnie.
-Co ty synek tak wcześnie, spotkania się znudziły?
-Tate ja to już nie mogę z nimi, ja to się uczyć chciałem a nie kolorki na stronie zmieniać.
-A mówiłem żebyś się u mnie najął?
-No a ja bym jednak chciał na studia
Oooo przypomniał sobie że studia za tydzień się zaczynają i on tez chce. Ale co było robić, nie można hamować chęci rozwoju dzieci.
Następnego dnia spakowałem się z młodym do naszego v70 i wyruszyliśmy do stolycy, złożyć papiery na uczelnię. Z jego maturą i terminem w jakim sobie przypomniał o szkole nie było oczywiście szans na publiczna szkołe nawet w Radomiu. Wybrał Wyższą Szkołę Umiejętności Small Biznesu i Informatyki im. Zenona Martyniuka. Nie powiem podoba mi się już po nazwie ta szkoła bo to może go nauczą jakiś sztuczek biznesowych no i Zenka to szanuję jako artystę, wszystkie kasety mam do dziś.
Zabrałem ze sobą kilka teczek ofertowych, Oliwka mi pięknie wszystko w kanwie zrobiła, no pięknie powiem wam to wyszło, chyba pchnę ją na jakiś marketing bo ma talent dziewczyna muszę powiedzieć. Na wieszaku za zagłówkiem volvo (pakiet biznes esenszial) powiesiłem koszle, co ją dostałem od ciotki pod choinkę i marynarkę z bierzmowania Sebka. W kubku co dostałem od Grażynki na imieniny miałem kawkę i droga w takiej maszynie szybko zleciała w miłym towarzystwie syncia, z którym sobie pogadaliśmy o komputerach. Młodego zostawiłem pod szkołą a sam, pojechałem w miasto pozostawić moje teczki reklamowe w kilku miejscach. Mam nadzieję że zakup bazy firm się zwróci bo Zygmunt I Stary piechota nie chodzi.
Koło 13 było już po robocie i zajechałem po młodego, jako że nie skończył jeszcze z papierami bo stał w kolejce do rekrutacji, widać nie tylko mój młody poczuł pęd do wiedzy, zobaczyłem ofertę szkoły i chyba sam się zdecyduje na kilka kursów jakie mają w ofercie. Przydałoby się odświeżyć certyfikaty i dyplomy, które wiszą na ścianach mojego biura bo jednak Delphi 2002, Access ‘97, CISCO CCT 2005 nie robią już raczej wrażenia.
Mieszkanie udało się ogarnąć z kolega młodego, takiego kujonka co to jego tatuś był przewodniczącym trójki klasowej całą szkołę, eh nie lubiłem gnoja bo zawsze magisterek najmądrzejszy a robi w gminie za trzy trzysta miesięcznie.
Vol. 6
Dwa dni temu zawiozłem młodego na studia i wziąłem udział w pierwszym szkoleniu. Nie powiem ciekawe, proxmox, wirtualizacja i prywatne chmury. Było na nim nawet paru kolegów co ostatni raz widzieliśmy się na Komputer Expo ‘06. Pobawiliśmy się trochę wieczorem pierwszego dnia no i na drugi dzień wykłady nie należały do najprzyjemniejszych, ale zasada vegas, więc co tam się działo zostaje moją alkoholową tajemnicą he he.
Po powrocie do mojego biura czekało na mnie awizo. Aż się nogi pode mną ugięły, bo raczej kartka na święta to to nie była. Skarbowy się przyczepił o te faktury za usługi konsultingowe? Nie no przecież Grażynka prowadzi papiery tip top. Od razu poleciałem na pocztę odebrać powiastkę. W drodze do niej to chyba z pół ramki fajek poszło. W końcu odebrałem i trzęsącymi się rękami otworzyłem kopertę. A tam nie uwierzycie, spółdzielnia wypowiada mi mój lokal, który wynajmuje od nich dwadzieścia lat. Dwadzieścia lat wzorowego najmu. Co prawda ten pożar zasilacza UPS to nie była do końca moja wina, co prawda można było się spodziewać że 15 letnie akumulatory nie są pierwszej świeżości ale w końcu pomalowałam tą piwnicę na mój koszt. No i może to świętowanie matury syna fryzjerki z lokalu obok też było niepotrzebne, ale jednak okazał była bo to jego czwarte podejście więc sami rozumiecie.
Kiedy wróciłem z poczty do mojego biura, rozejrzałem się po nim i stwierdziłem że chyba już nie znajdę tak dobrego miejsca, ehh tyle wspomnień w tym miejscu. Cały dzień siedziałem ze spuszczoną głową, jak ten nie przymierzając słonecznik, i rozmyślałem co dalej pocznę.
W drodze do domu stwierdziłem że trzeba iść do przodu z biznesem i jak to rzeczne jedno z biznesowych prawideł kiedy życie daje ci cytryny zrób z nich lemoniadę, postanowiłem że nowa siedziba to nowy rozdział w mojej działalności. Po powrocie do domu zacząłem przeglądać oferty lokali na oeliksie. Zrobiłem też mały biznesplan na moim Redmi 12 (wiadomo Xiaomi lepsze), zatrudnię trochę ludzi - ehh szkoda że młody poszedł na te studia bo tak to by mi pomógł, do tego potrzeba trochę miejsca w firmie bo ja to nie ufam tym młodym na zdalnej pracy no i uderzę mocno w chmurę. Trochę szkoda że u Mirka wzięliśmy dwa samochody bo teraz trochę krucho z moneta na inwestycje, a własna chmura pewnie będzie sporo kosztować. Cóż trzeba będzie trochę pokombinować i jakoś to będzie.
W końcu po tygodniu poszukiwań pojawiło się ogłoszenie skrojone pode mnie. Osiemdziesiąt metrów plus możliwość wynajmu kontenera biurowego z klimatyzacją, to wszystko dosyć tanio i w pięknym otoczeniu tuj i trawników. Szybko nawiązałem kontakt z właścicielem czyli strefa ekonomiczną i wynająłem nowe biuro. Nie dość że piękna okolica a muszę powiedzieć że cenię sobie zieleń to jeszcze w okolicy są potencjalni klienci. Czuję że JanuszTech złapie nowy wiatr w żagle.
Udało mi się też promocyjnie zakupić trzy serwery Dell PowerEdge R720 i QNAPA z 52 terabajtami dysków.
Vol. 7
Jest u nas taki Boguś, który ma dosyć ciekawe zainteresowania. Jest to miłośnik siedzenia w pierdlu i zarówno żarliwi katolik, służy nawet do mszy czasem mimo 50 lat na karku. Niecodzienne połączenie wydawać by się mogło. Generalnie w przerwach między kościołem a pierdlem Boguś zajmuje się remontami i to raczej tymi mniejszymi. Lubię go czasem nająć do roboty bo jest tani ale trzeba go pilnować żeby pomalował sufit w pokoju a nie zmienił terakotę w kiblu bo mogło mu się pomieszać w głowie, która ma zalaną denaturatem.
Wracając do dzisiejszej historii to Boguś miał w mojej nowej siedzibie pomalować ściany i trochę ogarnąć kuchnię i łazienkę. Po południu przyjechałem zobaczyć jak mu idzie i po wejściu do biura dostałem prawie zawału. Pod drabiną leży martwy jak mi się wydawało Boguś ale z nie swoją twarzą! Podbiegam do niego i czuję że zaliczka poszła przelewem a twarz ma pomalowaną flamastrem. Koniec końców okazało się że na bramie był dziś jego kolega z podstawówki, który też lubi sobie chlapnąć ale jest też jajcarzem więc pomalował mu twarz. Eh chłopie kiedy ty zmądrzejesz ….
Vol. 8
Wszystkich świętych to nie jest moje ulubione święto. Jeżeli chodzi o kościół to można powiedzieć że jestem jaroszem. Zwykle jeździmy wszyscy rano w turne po lokalnych cmentarzach i jeszcze przed spędem dziadków na msze jesteśmy już w domu gotowi do obiadu i sensu znachora.
Kilka dni przed świętami wypoczywałem w salonie przed telewizorem zajadając kiełbasę z moim ulubionym chrzanem i słysze już że Grażka ma nie najlepszy humor.
-Janusz zobacz, cały kożuszek mi zjadły mole, jak ja się pokaże na cmentarzu w tym roku?
-Oj kochana masz przecież te kurteczkę granatową co kupiliśmy w zeszłym roku.
-No i jak ja będę wyglądała w tym ortalionie w Volvo? Jedziemy rano na targ do Kozienic.
-Weź Oliwkę i jedźcie, ja sobie tutaj poczekam na was.
-Jej też trzeba coś kupić eleganckiego, kiedyś to byś nas tam na rękach zaniósł. Zmieniłeś się Janusz oj zmieniłeś.
Następnego dnia o w pól do szóstej czekałem już grzecznie w samochodzie na moje piękne panie. Oczywiście zgodziłem się na wyjazd bo nie ma co iść boso w pokrzywy. Zakupy poszły o dziwo gładko i Oliwią zdążyła na trzecią lekcję nawet.
Po południu przyjechał Sebek, o dziwo siostra na niego nawet czekała, czym się zdziwiłem bo zwykle to się jednak tłukli. a nie kochali. Co ta rozłąka robi z rodziną.
Przy kolacji syn oznajmił nam że jednak po miesiącu studiów mu się tam nie podoba i chciałby zakończyć swoją warszawską przygodę. No wiedziałem że tak będzie, ale tutaj mój spryt wziął górę i zapłaciłem tylko miesiąc czesnego a mieszkanie było na tego magisterka. Grażyna nie była zbyt szczęśliwa z tego pomysłu ale przetłumaczyłem jej że może to i lepiej, bo młody będzie i nas na oku, a w tej warszawie to wiadomo co się dzieje. Sodoma i gomora! A jeszcze brakuje nam żeby coś z konkubiną ta swoją czegoś narobił.
No i może uda się wciągnąć młodego w firmę, bo jednak z tą budową chmury to jest roboty co niemiara. Wolę jednak zainwestować trochę w nowe projekty bo skakać tak po firmach i grzebać coś u nich w tych “serwerowniach” pod schodami czy koło kotła w piwnicy to dobre dla młodych. Mnie to już w krzyżu łupie, eh starość jego mać. Jednak kto nie idzie do przodu ten się cofa, więc najwyższy czas zainwestować w rozwój. W sprzęt zainwestowałem jakieś pięć koła a za zaliczki od klientów na migrację do chmury z samych zaliczek już się dwa razy zwróciło.
Ludzie to we wszystko uwierzą, muszę powiedzieć. Ponawijałem makaron na uszy że infrastruktura będzie po mojej stronie i nie będzie trzeba trzymać sprzętu u siebie, no i ich firma wchodzi pełną parą w najnowocześniejsze technologie. Dobrze że nikt nie pytał jaki sprzęt kupiłem do tego projektu bo mogło by być niezręcznie.
Oczywiście moja chmura jest wykonana zgodnie ze sztuką i serwery umieszczę w kontenerze który wynajem razem z biurem a QNAP, który będzie storagem stoi w biurze pod biurkiem, więc mamy zapewniam separację backupu w osobnej komorze.
Wracając do młodego, którego rzucenie studiów było główną “atrakcją” długiego weekendu, to sie mu nie dziwie. Po co to się uczyć tej matematyki i fizyki. Realna praca dla klienta to kwintesencja informatyki! Co tam potrzeba to się można douczyć na youtube albo skoczyć czasem na szkolenie z kolegami, ale w tym drugim przypadku można też trochę poprawić nasze kontakty branżowe przy wiadomo czym he he.
Wieczorem przy kolacji wyjąłem połóweczkę wyborowego specyfiku i zacząłem pytać młodego o jego pomysł co dalej:
-Tate, ja to chyba pójdę zapytać o robotę tam gdzie staż robiłem. Ale nie wiem bo teraz ciężko z pracą. Mam nadzieje że z matką jakość przełknięcie te moje studia.
-Oj synek, powiem ci szczerze że ja to wiedziałem jak to się skończy, mówiłem ci że te studia jak już bardzo chcesz to zaocznie se zrób. Ja wiem że na tych studiach to tylko by matematyki uczyli a nie jak robić robotę i kesz od klienta kosić.
Mówię wam, ja sam po sobie wiem że jak młody człowiek to się musi uczyć na swoich błędach, inaczej to nie pójdzie
-No to dobrze, jak podłapie robotę to wam spłacę te czesne i mieszkanie w ratach.
-Młody co ty będziesz się tułał po ludziach? Nie po to tatuś trzyma firmę żeby mi dzieciaki się tułały po jakiś dziadach. Zbieraj rzeczy z Warszawy i dawaj do mnie będziemy we dwóch robili.
-Nie no tatuś z tobą to zawsze.
Uff dobrze że młodego się dało namówić, bo przeniesiony do nowej kwatery głównej i nowe projekty to nie taka prosta sprawa i pomoc się przyda. A tak w rodzinie to i łatwiej opieprzyć i łatwiej współpracę poukładać. No i mam też pewność że firma pójdzie dalej w rodzinę.
Vol. 9
Dziś dzień zaczął się słabo ale parafrazując pewnego polityka, dzień poznaje się po tym jak się kończy. Parę dni temu młody zawiózł swoje rzeczy z Warszawy, po swoim średnio udanym debiucie w świecie nauki wyższej. Robił to moim samochodem i mówił że coś tam stuka w silniku przy przyspieszaniu. Pomyślałem że najwyżej się zaleje motodokotra a jak dalej coś będzie słabo to skoczy się do Ryśka co robi samochody tam na drugiej ulicy. Niestety rano przy odpaleniu padnięty był też akumulator. Młodego się potem wyśle do hurtowni i ogarnie to. Do firmy pojechałem z młodym autobusem. Dobrze że gałgan nie oddał legitymacji, zawsze to dwa złote na bilecie w kielni.
Młody dziś zaczyna więc wielki dzień dla naszego rodzinnego imperium. Zaczęliśmy dzień od instalacji nowego stanowiska. Przygotowałem dla Sebcia oczywiście sprzęt. Idealny stosunek cena/jakość. Prawie nowy Dell OptiPlex z dwoma monitorami od manty, nie powiem sentyment aż mnie złapał jak je przyniosłem z piwnicy z domu bo to były moje pierwsze lcd. Telefon też młody oczywiście dostał, mojego poprzedniego Redmi 10, wrzuciłem mu nawet młodzieżowy dzwonek eksplołżyn.
-Tate ale kurła ja myślałem że jakiegoś laptopa dostanę i iphona.
-Młody, tu to byś tylko sprzęt z bajerami chciał. Tutaj to trzeba robić żeby była kasa na inwestycje. Talent i wiedza się liczy a nie sprzęt.
-No dobra dobra, ale pomyślimy coś?
-Za jakiś czas pomyślimy, na razie laptop ci nie potrzebny bo się przerzucamy na poważną robotę a nie dyamie po ludziach do drukarek i routerów.
-No i takie coś to ja tatuś rozumiem!
-Dobra młody zainstaluj tam sobie co ci potrzeba, tylko broń boże jakieś płatne!
Powiem wam ładnie Sebuś ogarnął sobie stację roboczą w dwie godziny, akurat miałem czas na fajeczkę i czarną na fusie przy przeglądaniu mejli. Jednak w głowie cały czas myślałam o swoim samochodzie, mówią w końcu do Sebka:
-Młody masztu to na bilet i jedź do domu i niech cię odpali Andrzej z kabli, zmień akumulator i zalej ze dwa motodoktory. Potem szybciutko do roboty.
-Ale tate dopiero się tutaj ogarniam…
-Dobra dobra jeszcze się orobisz, rób co ojciec każe.
Sebek się coś guzdrał i zeszło mu się ponad dwie godziny bo niby Andrzeja nie było w domu, chyba będę musiał sprawdzić licznik ile to kilometrów nabił. Wpada do biura i mówi że ogarnięte i faktycznie po motodoktorze przestało sutukac ale z akumulatorem to grubsza sprawa
-Bo ten facet ze sklepu to powiedział że ten akumulator to nie dość że 12 lat miał to jeszcze miał 60 amperogodzin a nie 80, no ale kupiłem taki jak trzeba i wyszło 500 zeta, fakturę to mamie od razu podrzuciłem żeby zaksięgowała
Oj myślałem że zejdę na zawał, ehh ten Mirek, niby człowiek wiedział ale jednak się łudził. Wiedziałem że za łatwo oddał ten boszowski akumulator. Dzwonienie do tego oszusta nie miało oczywiście najmniejszego sensu bo przez pierwszy miesiąc od zakupu nie odbiera telefonu od kupca a pozatym i tak się wykpi wszystkiego. Trudno i tak zaraz będzie chciał jakieś zmiany na stronce albo może się w końcu na myśli żeby mieć jakiś system do zarządzania firmą a nie excela to sobie odbiję na nim i samochody i akumulator.
Powiem wam też że pomimo wydatku, ucieszyłem się że moja perełka cykała jak nowa, bo już się bałem że kroją się kolejne wydatki.
Na koniec dnia zadzwonił do mnie jeden z moich dawnych klientów.
-Dzień dobry panie Januszu z tej strony Kwasigroch
Od razu przypomniało mi się że kiedyś robiłem dla niego jedno zlecenie. Przejął on masarnię lokalnego GS i zrobił z niej spory zakład mięsny. Robiłem mu całą sieć, dostarczyłem komputery dla całej firmy i wdrożyłem stronę, mejle . Było to jedno z moich pierwszych dużych zleceń, nie powiem nauczyło mnie ono jednej bardzo ważnej lekcji. Mianowicie za dobrze robić to też nie dobrze, niby człowiek zrobił dobre wrażenie i wziąłem fakturę ale już nigdy później nie było od nich żadnych zleceń. Także jakość trzeba wyważyć.
Od razu wbiłem na ich stronę WWW, zawsze tak robię kiedy dzwoni do mnie nowy klient, i aż oczom nie wierzę, stronka która robiłem dobre 17 lat temu.
-A witam witam, co pana do mnie sprowadza? Czyżby huby 3com niedomagały hehe.
-O widzę że pamięta pan zlecenie dla naszej firmy!
-Oczywiście, tak znamienitych klientów się pamięta.
-No właśnie w związku z tym, planuje po przejęciu firmy po ojcu restrukturyzacje to potrzebuję wsparcia IT, byłby pan zainteresowany kompleksowa obsługą mojej firmy? Potrzebujemy nowego sprzętu w biurach, sieci, nowej strony i erpa i crm.
-Wie pan mamy napięty kalendarz - delikatne podgrzanie atmosfery negocjacji nie zaszkodzi- ale myślę że możemy spotkać się w poniedziałek na wstępnej analizie państwa potrzeb.
Od razu poczułem że nabrałem wiatru w żagle i szykuje się dobry zarobek.Ojciec Kwasigrocha inwestował ciężkie pieniądze w firmę, nie tylko u mnie ale i Andrzej też. Mam nadzieje że młody poszedł w ślady ojca.
Weźmie się młodego to się nauczy trochę biznesu.
Wieczorem przy kolacji, która jemy rodzinnie, pochwaliłem się że szykuje się grubszy kontrakt i Sebek będzie ze mna brał udział w negocjacjach, na co włączyła się Grażka
-Ty go chcesz zabrać na rozmowy z jakimś prezesem? W czym on ma iść w tych dresach ewerlasta czy może w tych hiphopowych dzwonach i bluzie jak z pomocy dla powodzian. Trzeba mu w końcu kupić jakieś ubrania normalne.
No nie powiem rację miała. Straszne sa te szmaty młodych teraz, ale Sebek też miał coś do powiedzenia na ten temat
-Ej mamo tak się teraz chodzi, nie takie garsonki przedpotopowe jak ty.
-Sebek jak ty się do matki odzywasz? Matka ma rację musisz wyglądać porządnie w pracy a nie te szmaty jak z lumpeksu.
Więc trzeba znowu w młodego zainwestować. Ehh kiedy w końcu jakieś przychody a nie same wydatki.
Vol. 10
Przy sobocie postanowiliśmy rodzinnie wybrać się na zakupy ubraniowe. Nasz ulubiony dom mody to marywilska w Warszawie, już bałem się że po pożarze będę musiał przerzucić się na targ w Kozienicach ale jednak biznes się dźwignął, ku uciesze całej rodziny. Sebek to wiadomo jak chciał jechać. Szczególnie że zapowiedziałem mu że musi sam płacić za ciuchy skoro zarabia. Grażka i Oliwka to już w samochodzie siedziały jak ja dojadałem śniadanie. Wracając do Sebka to jednak widać w nim zmianę na lepsze, spoważniał trochę i interesuje się czymś innym niż latanie do chłopaków na bloki. W końcu ten gałgan może wydorośleje, bylebym tylko dziadkiem nie został bo za młody jestem…
Jak tylko dojechaliśmy na miejsce, to od razu uderzyliśmy całą wycieczką do mojego ulubionego butiku, prowadzonego przez niejakiego Alvaro. Co prawda w dowodzie ma Robert ale przyjął taki biznesowy pseudonim. Od razu zbiliśmy z nim pione i przedstawiłem Sebka jako nowego klienta i kazałem mu wybrać ciuchy a ja zacząłem nawijać mojego dostawcę biznesowych ubrań na jakiegoś CRM albo chociaż nową stronkę. No niestety jeszcze nigdy nic u mnie nie zamówił ale jako biznesmen nigdy nie odpuszczam. Może w końcu się uda. Zagadałem się z Alvaro co jeszcze ciekawego można kupić i patrzę że młody wybrał ciuchy… no normalnie aż mi szczęka opadła, ja rozumiem wszystko ale nie aż takie szmaty jak koszula ze smokiem.
-Młody ty chcesz w takim dziadostwie chodzić ze mną na poważne negocjacje?
-No tato ale przecież nie będę się ubierał jak stary dziad!
Alvaro i jego żona Gośka na szczęście mają doświadczenie z takimi klientami, miarka w oku i wszystko co mu dali od razu pasuje i ubrali go w pół godziny. Młody jak zobaczył ile musi zapłacić za 4 koszule, dwie pary spodni, płaszcz i sweter to aż się zielony zrobił. Ale cóż, inwestycja to inwestycja. No i ja też wziąłem kilka koszul i spodnie bo jak popatrzyłem na lustro to o jezu… tak mi ostatnio wywaliło bęben, normalnie jakbym nigdy calgonu nie jadł he he.
Ja z młodym to ubrałem się w godzinę ale moje piękne panie to zupełnie co innego. No chodziły godzinami i w końcu Grażynka wzięła jedna bluzeczkę do pracy ale Oliwka to nakupiła nie wiem ile sukienek i butów u chińczyków. Muszę powiedzieć że perełeczce nie potrafię odmówić i kupiłem wszystko co chciała. Ja w drodze do samochodu kupiłem jeszcze taki fajny mały piekarnik nablatowy z rożnem to będzie na kurczaka. Gotowanie dla rodziny to moja pasja.
W samochodzie Oliwka zaczęła temat obiadu.
-Tato może pojedziemy na sushi?
Grażka z Sebkiem razem krzyknęli - Oooo tak dawno nie było sushi.
No cóż było robić, skoro rodzina chce to pojechaliśmy, chociaż ja wolę polski obiad. No i dżeki został sam w domu, ale to najwyżej zatarabani się do teściów żeby z nim wyszli.
Niedzielę również udało się nam spędzić rodzinnie. Głównym punktem tego dnia był obiad mojej roboty, rosołek (wiadomo niedziela bez rosołu jest jak sobota bez wódki he he), schabowy z pieczarkami i bukiet surówek. Zawszę z Grażynką staramy się żebyśmy wszyscy zjedli razem chociaż jeden posiłek w ciągu dnia. Można fajnie spędzić czas z dzieciakami, pogadać coś. Dziś Grażka wzięła młodego w obory.
-No Sebastianek, może byś tą dziewczynę swoja nam pokazał?
-Oj mama jaką dziewczynę, to koleżanka.
-No nie wiem czy do koleżanek się tak ciągle lata. Zaproś ją na długi weekend na obiad, tata coś ugotuje będzie nam miło ją poznać
Dodałem jeszcze do jej wywodów - Tak, tak zaproś ją bo chętnie ją wszyscy poznamy.
Po obiedzie wyszedłem z dżekim na popołudniowy spacer bo to i przy okazji można zapalić i trochę ruchu zarzyć. Tak sobie zacząłem rozmyślać o mojej rodzinie. No bez nich to bym chyba zwiędły i chodził zgięty jak ten słonecznik. Dzieciaki i moja mała dają mi siłę do działania.
Grażynkę poznałem w szkole średniej, ja byłem w technikum informatycznym a ona w liceum ekonomicznym. Wielu się koło niej kręciło ale to ja zdobyłem jej serce. Na dyskotece po egzaminach zawodowych w końcu do niej podszedłem i umówiłem się na randkę. Po roku w końcu przedstawiła mnie rodzicom i chyba im zaimponowałem moimi planami, bo wtedy robiłem, razem z Grażką, w fabryce w naszym mieście, ale już wiedziałem że chce iść w biznes technologiczny. Nasz ślub zgrał się akurat z zamknięciem naszej fabryki. Oj ciężkie były to dla nas czasy bo mieszkaliśmy u teściów i cała nasza czwórka została bez pracy. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo niemiec, który kupił fabrykę potrzebował ludzi do pracy przy przenoszeniu działalności na słowację i do siebie do niemiec. Razem z teściem pojechaliśmy na kontrakt (on przy programowaniu CNC, ja w IT) i przez dwa lata kosiliśmy euraski. No i człowiek się nauczył trochę i języków liznął. Ale jednak rozłąka w młodym małżeństwie nie jest dobra a i teściu nie był fanem siedzenia z dala od domu na zupkach chińskich. Przez te dwa lata kontraktu żeśmy się zbliżyli i można powiedzieć że jest nie tylko ojcem mojej żony i dziadkiem dzieci ale też moim przyjacielem. Nie raz się sobie żaliliśmy nawzajem przy wódeczce w garażu albo za piecem w kotłowni.
Jak wróciliśmy na stałe do polski, to od razu z moją mała zaczęliśmy budować dom. Na prezent ślubny dostaliśmy od babci Grażynki działkę więc tylko głupi by tak nie zainwestował. Grażynka już miała pracę w zawodzie, bo główna księgowa z fabryki otworzyła swoje biuro księgowe i wzięła ją do pracy, gdzie pracuje do dziś. Ja popracowałem w mieście wojewódzkim rok u faceta, który robił jako informatyk zakładowy na godziny ale był cienki w zawodzie i odszedłem do niego, ale już z wiedzą jak robić swoją firmę. Jak skończyliśmy budowę otworzyłem moją działalność i tak prowadzę ten wózek do dziś.
Po dwóch latach od budowy domu, pojawił się Sebek na świecie, no powiem wam że przeszczęśliwy byłem. Ale jak urodziła się 4 lata później Oliwka to już przepadłęm, to moja perełka i oczko w głowie. No Sebek to już dorosły i chłopak to trochę inaczej ale tez go kocham. Chociaż nieraz mnie wzywali do szkoły bo coś zmalował. No i mamy jeszcze dżekiego, taki fajny kundelek do kolana. No kochany jest. Mamy go parę lat, znalazł go sąsiad policjant w czasie służby i dzieciaki strasznie chciały psa to wziąłem.
Tak sobie rozmyślałem o nich i aż do lasu doszedłem. Ehh będzie kawał drogi na powrót...
Vol. 11
No nie powiem młody się ładnie sprawdza. Zatrudnienie go to była jak od teraz doskonała inwestycja. Ładnie ogarnia naszą chmurę, popisał wszystkie skrypty ansbile żeby można było szybko wystawić środowisko n a proxmox, to jeszcze napisał silnik pod bloga. Powiem wam że ja to wolę mieć kontrolę nad softem i już wole sam coś napisać niż brać gotowce. Oczywiście jak budżet zlecenia jest na poziomie czapki śliwek to lecimy na gotowych rozwiązaniach. Ale tam gdzie się da to jednak wolę swój kod. Do niedawna robiłem wszystko na php ale jednak świat idzie do przodu i zgodnie ze starą zasadą biznesu, mówiącą że kto stoi w miejscu ten się cofa, postanowiłem przeskoczyć na pythona. Uznałem że czas nie bawić się tylko w stronki i webówkę ale warto zająć się poważniejszymi tematami.
Ja osobiście już od dłuższego czasu próbuję przeskoczyć na pythona i nawet zainwestowałem w kursy ale z młodym sprawa już jest gorsza. Niestety polska szkoła uczyła go głównie html i trochę js oraz powershell. Wysłałem więc go na szkolenie z pythona i fast api, co ciekawe młody elegancko zaczął od razu naukę. Nie to co w szkole, jednak co miesięczna pensja to dobry motywator.
W międzyczasie mieliśmy spotkania z Kwasigrochem, wziałem Sebka żeby uczył się też biznesowych umiejętności a nie tylko klikania w klawiaturę. Okazało się niestety że ta masarnia to nie będzie już taka żyła złota jak za dawnych czasów. Po pierwsze będzie tam pracować dużo mniej ludzi w biurze to jeszcze mocno ogranicza wydatki. Co prawda cała nowa sieć będzie, bo tam jeszcze fastethernet na hubach 3com, stronka i system erp. No i oczywiście “nowe” komputery, jakiś NAS i tyle. Ehh a człowiek myślał że zarobi grubszą gotówkę i odbije sobie ostatnie wydatki. Poleciłem jeszcze jako księgowość biuro gdzie robi Grażynka, może tutaj wpadnie jakaś premia. Po dwóch dniach dostałem informacje że będzie współpracował z innym biurem księgowym, od którego dostanie za darmo system księgowy i weźmie tylko instalacje CRM a migracje ze starego (jeszcze na accessie go zrobiłem, straszne gówno) zrobi sam pracownikami. No i strzelił w bombki mój kontrakt roku… No nic będę dzwonił do Andrzej żeby kable nowe puścił, młody ogarnie switche i stronkę a ja postawie tego CRM. No nie dadzą zarobić człowiekowi…
Akurat robotę w masrani skończyliśmy w piątek i od razu poszła fakturka, no i puściłem jeszcze na ten projekt te poleasingowe komputery i przełączniki z hp, co je trzymałem na działce u ciotki Grażynki. Ja tego obsługiwał nie będę to jest i wszystko jedno, no i pozbyłem się staroci a i ciotuni się zawiozło trochę zakupów, więc i plusy dodatnie się znalazły.
Długi weekend można było zaczynać zaraz po rozliczeniach z Andrzejem, przy okazji zaprosił nas na andrzejki.
W weekend to było średnio z odpoczynkiem bo na jedenastego miała przyjść koleżanka Sebastiana, więc było jeżdżone po zakupy jak na wojnę, jeżdżone na szmacie i jeżdżone na żelazku. No prostu wszystkim odbiło jakby Duda miał nas razem z Tuskiem odwiedzić. W końcu w poniedziałek, odwalony w koszule i spodnie które kupiłem u Alvaro, czekałem z żoną i córką aż młody przywiezie tą swoją. W końcu wchodzą do domu i nie powiem aż się strzelba sama odbezpiecza na jej widok, no ładną sobie sikoreczkę młody znalazła. Wiedziałem za to że Grażynka będzie innego zdania.
-No Sebastianek przedstaw nam koleżankę!
-Więc to jest Agnieszka, moja dziewczyna a to rodzice i siostra Oliwka.
-Witamy witamy u nas w domu zapraszamy do stołu, zaraz podaję obiad, Chodź Janusz pomożesz mi w kuchni
Od razu jak zamknąłem za sobą drzwi, zaczęła się lawina
-Ty widziałeś to dziewuszysko? Jak ona się ubrała, wszystko na wierzchu i te pazury długaśne. Ciekawe jak i gdzie ona pracuje. Ty wiesz w ogóle czym się zajmują jej rodzice?
No nie powiem trochę racji miała ale też nie można każdego osądzać po wyglądzie.
-Kochanie ja nic o niej nie wiem. Ja wiem że z ładnej miski się nie najesz ale..
-No kochany, tego się nie spodziewałam po 25 latach małżeństwa że powiesz mi że jestem brzydka.
-Nie powiedziałem…
-Bierz kartofle, sałatkę i idź do stołu, pogadamy potem.
No to już wiedziałem że będę miał całą noc suszoną głowę, niby człowiek stary a jednak się nauczył że ma długi jęzor krótki umysł… ehhh Janusz, Janusz, kiedy ty się nauczysz przytakiwać żonie.
Wieczorem w łóżku, Grażka znowu zaczęła festiwal:
-No i co powiesz Janusz, swojej brzydkiej żonie która gotuje, sprząta, pracuje i zajmuje się domem?
-Przecież wiesz że jesteś piękna, wiesz że to powiedzenie to na takie wypacykowane dziewczyny. Ty to jesteś dama i idelana żona.
-Dobra nie słodź już, ta Agnieszka to w ogóle nie jest dla Sebusia, te pazury i co to za praca?
-No pazury fakt długaśne ale praca, jak praca przecież sama czytasz tę gazetę i wasza firma robi reklamy tam gdzie ma ten staż.
-Poobserwuj go w pracy, pogadaj z nim bo ja nie chcę być babcią i płacić za jej ciuszki.
-Oh kochanie, spokojnie będę miał go na oku.
Vol. 12
Pierwszy dzień po długim weekendzie zacząłem od mejli i newsletterów. O ile tych pierwszych było mało i niezbyt ważnych to z drugim tematem zacząłem się martwić o migracje na nową windę. Dziesiątka kończy wsparcie w przyszłym roku, klienci już dzwonią w sprawie migracji. Niby temat prosty, ale w większości jadą albo na najtańszych kompach albo na jakiś poleasingowych ode mnie. No nie będzie łatwo bez hackowania tego zrobić a na wymianę nie każdy się zgodzi bo kasa. Można proponować też linuxa, ale jak sobie pomyślę ile to pójdzie godzin na tłumaczenie userą co i jak to aż mi się niedobrze robi. Jeżeli chodzi o kasę u klientów to trzeba powiedzieć że czuć kryzys, bo to i paru klientów wymówiło umowy a inni pytali o tańsze warianty usługi. Z Kwasigrochem też nie wyszedł kontrakt stulecia. Chyba trzeba pomyśleć o nowych niszach. Myślałem o własnym systemie CRM i ERP, bo z samych instalacji tego opensourcowego dziadostwa to się nie wyżyje.
Młodemu wrzuciłem zadanie żeby poszukał komputerów jakie możemy zaoferować w miejsce tych staroci, które mamy u klientów, żeby uruchomić na nich winde jedenastkę. Ja zająłem się analizą mojego pomysłu. Sebek akurat świeżo po kursach pythona więc też sporo pomoże, bo to i nowych technik podłapał. Na razie to Grażynka ładnie mi policzy finanse i zrobi analizy co tu robić bo naprawdę zacząłem się martwić. Muszę powiedzieć że gdyby nie moja żonka to ciężko by było z firmą. Jest nie tylko piękna i dobrze zajmuje się domem ale jest też świetną księgową!
Tak sobie myślałem o firmie i planach co do niej aż z zamyślenia wyrwał mnie synek:
-Tata, jest pomysł na kompy. Zobacz tutaj, takie fajne hapeki elajt desk, w obudowach sff, stikery z windowsem nawet są!
-No no synek ładne ładne a po ile się cenią?
-Po dziewięć stów ale trzeba wziąć całą paletę bo facet wyprzedaje magazyn.
-Ło synek a komu my to opchniemy, pamiętasz te delle od ciotki? Też paleta ze trzy lata w oborze stałą, dobrze że myszy nie pogryzły kabli.
-Pójdą bo zobacz ile maili mamy że nowe kompu będą brać klienci. Już puściłem zapytania z ofertą.
-Robisz wrażenie młody, skąd pomysły na to wszystko?
-No jak, czat dżi pi ti.
-No i bardzo dobrze! W domu powiem Oliwce żeby dodała do naszych materiałów promocyjnych że korzystamy z ej aja, będzie robiło wrażenie.
No i to była ta milsza część dnia, po południu musiałem jechać jeszcze do chrzestnej Grażynki poprawić powyrywane gniazdka. Moje ulubione zajęcie po prostu, szczególnie aluminiowa instalacja z lat 80. no to jest po prostu poezja. Jeszcze ciotce zrobiłem zakupy, bo sama kobicina. Dzieci nie miała a mąż zmarł kilka lat temu. Wujem go nazwać nie mogę bo Borysek to był kawał chuja reszta dziada. Powiem tyle że jego stypa to było wesele normalnie. Aż sąsiedzi nam uwagę zwracali, tak go wszyscy w rodzinie lubili.
Ja to mam jednak miękkie serce, bo pomagam jej a pewnie jak ciotka umrze to albo zapisze wszystko na Tadeusza z Torunia albo na jakąś rodzinę inną, a nam się nic nie dostanie, pomimo że to my do niej latamy ciągle i pomagamy, a reszta się nie interesuje. Nie powiem jest co dziedziczyć bo to i dom murowany, co prawda klocek z perelu ale jednak własnościowy dom to dom, murowana stodoła (w niej robię sobie czasem magazyn) i 3 hektary pola i lasu.
W domu zacząłem przeliczać ile tych komputerów pod migracje by poszło, no i jakiś zapas optymistycznie zrobię, bo może ktoś pojawi się klient z potrzebami. Wyszło mi aż trzy palety sprzętu! Bo to jeszcze parę stacji roboczych, jakieś monitory jeszcze się weźmie. Pojawił się problem jak to przewieźć, ale teść ma dojścia do busa i widlaka ręcznego to się go poprosi o pomoc.
Przy piąteczku po pracy teść zajechał po mnie i młodego do firmy busem i ruszyliśmy w stronę Lublina, gdzie czekały na nas palety mojego nowego sprzętu. Oliwka z Grażynką pojechały do teściów żeby naszykować kolację. Lubimy sobie pobiesiadować z teściami, ostatnio nie było czasu na żadną kolacje to trzeba korzystać. W drodze powrotnej, teściowi już tak się spieszyło żeby pokazać mi co tam ma schowane w kotłowni że nie rozdawaliśmy samochodu tylko od razu do nich. Wspaniały wieczór to był, panie zrobiły pyszne sałatki, a jakie wędliny od Zdziśka dobre, no palce lizać. Do tego teściowej zimna noga pod substancje teścia roboty, co to ją w kotłowni przyjmowaliśmy to po prostu jakby jezusek mi gołą stopą po gardle przeszedł.
Dobrze że młody ma tą Agnieszkę, jechał do niej wieczorem od dziadków,bo tak z teściem do pieca dokładem w kotłowni że z rana to ten śnieg za głośno padał, no i młody ratował nas jako kierowca bo tego busa trzeba było rozładować i oddać. Strasznie się umęczyłem z rozładunkiem tych palet. Na całe szczęście w domu czekała już na mnie witaminka od żonki, od razu mi się po niej poprawiło. Jak wciągnąłem talerz żurku z jajkiem i takim pętem kiełbasy że aż okrążenie wokół talerza zrobiło to odżyłem.
Wracając do młodego to widać że jednak ta Agnieszka ma na niego dobry wpływ. Ubiera się elegancko, ciągle te koszule od Alvaro na sobie, nie chodzi na piwko z tymi swoimi głupkowatymi koleżkami, stara się w robocie. Nawet zaczął coś mówić o usamodzielnieniu się za jakiś czas. No jestem po prostu pod wrażeniem.
Vol. 13
Dwa dni temu Oliwka wracając ze szkoły skręciła kostkę na śniegu, a dziś jej klasa pojechała na wycieczkę do muzeum chleba. No dziewczynina nie pojechała oczywiście i została w domu, a ja razem z nią bo ostatnio miałem mało czasu dla niej. Dzieciak jak to dzieciak lubi sobie pospać a ja to już od piątej na nogach. Wiadomo jak to biznesmen w branży technologicznej należę do klubu piąta rano he he. Tak na serio to z rana skoczę zawsze z dżekim na rundkę po osiedlu i do sklepu po bułeczki na śniadanie, a że dziś nie spieszyłem się do pracy to miałem jeszcze czas posprzątać trochę w domu. U nas jest podział sprawiedliwy w domu i nie migam się od obowiązków. Zobaczymy czy podział uda się również w pracy bo dziś Sebek sam został na gospodarce.
Korzystając z tego że Oliwka była w domu to poprosiłem ją o trochę zmian w reklamówkach, które robi w kanwie dla mojej firmy. Dodałem informacje o tym że działamy z ej ajem no i najważniejsze to reklamy dla naszego crm, który zacząłem robić z Sebkiem. Zainteresowałem się też zakupem bazy potencjalnych klientów, bo mi sie moi lokalni wykruszają, więc może czas uderzyć bardziej globalnie?
Muszę powiedzieć że ma dziewczyna talent do grafiki, może ja pchnąć na jakieś ASP? Na razie chodzi do technikum ekonomicznego i myśli o studiach w Warszawie w jakiejś szkole biznesu. Mam nadzieję że dołączy do naszej rodzinnej firmy, budować imperium finansowe mojego imienia.
Cały dzień z córką był wspaniały, dawno tak fajnie nie spędziłem z nią czasu.
Po południu jak wróciła Grażynka i oznajmiła mi że powinniśmy zacząć oszczędzać. Nie dość że miałem sporo inwestycji w firmie i odeszło kilku klientów to jeszcze u niej nie będzie bilansówki. Młody jednak powiedział że dzwonili dziś do firmy z liceum, że wybrali naszą ofertę na modernizację szkolnej pracowni informatycznej i serwerowni. Zawsze coś, chociaż takie zlecenia państwowe to są średnio opłacalne powiem wam. No chyba że jakieś systemy dla ministerstw czy obsługa wielu gmin albo powiatów. Pomarzyć tylko… niestety nie mam takich możliwości, żeby chociaż jakieś znajomości mieć.
Grażynka zaczęła przedstawiać swój plan oszczędnościowy:
-I teraz tak Janusz, koniec z kupowaniem pierdół oraz tyloma netfilksami.
To drugie się nie spodobało Oliwce:
-No nieee mamo. To co ja będę teraz oglądać?
-Książki, bo ostatnio jak byłam na wywiadówce to się wstydu najadłam tylko. Będziemy mieli jeden serwis na raz i będziemy zmieniać co jakiś czas. Przeżyjecie jakoś. Dodatkowo Sebek skoro zarabiasz teraz to dokładasz się do opłat i jedzenia. Teraz będziemy robili duże zakupy raz na tydzień czy dziesięć dni.
O ile Oliwka już po tym jak mama jej przypomniała o wywiadówce nie miała chęci na dyskusję ale Sebek też nie był wniebowzięty dokładaniem się do budżetu. Jednak i na niego Grażynka ma swoje metody wychowawcze i propozycja wynajmowania pokoju, przekonała go do dokładania się do rachunków.
-No więc wszystko mamy ustalone, zapasy będziemy trzymać w zamrażarce. Rodzice kupili jakiś czas temu nową i możemy wziąć ich starego polara, także Janusz i Sebek jedzcie po nią.
Po godzinie wróciliśmy z tym klamotem i zacząłem mieć wątpliwości czy dwudziestoletnia letnia zamrażarka będzie na tyle oszczędna w zużyciu prądu żeby żarcie tych mrożonek było opłacalne. Ustawiłem ją w budynku gospodarczym, który był już na działce kiedy ją dostaliśmy. Do tej pory był tutaj skład całego pierdolnika, od jakiegoś czasu go odgruzowujemy i można by tu coś urządzić ale to znowu wydatki …
Vol. 14
Na andrzejki do Endriju to chodzimy już ze dwadzieścia lat. W tym roku nie miało być inaczej. Chociaż to już nie te imprezy co kiedyś. Oj działo się, w dobrych czasach to sala w remizie była wynajmowana bo tylu gości, dziś już tylko najbliższe grono spotyka się w domu Andrzeja.
Przygotowania do imprezy zacząłem z rana jeszcze przed robotą. Wstawiłem rosół, lekarstwo na rano się przyda he he.
Po robocie szybko wpadłem do domu, przekąpałem się i wbiłem w świeżą koszulę. Żeby Grażynka sobie nie pobrudziła czółenek, młody nas podrzucił bo pożyczyłem mu samochód. Sam jechał do Agnieszki bo jej ojciec też Andrzej i zaprosił go na kolacje. Jak będzie wracał to miał nas zabrać po drodze. Oliwka, jak całe jej pokolenie, nie uznaje andrzejek i została w domu wykorzystać vod, póki jeszcze ma do niego dostęp.
Na miejscu byliśmy pierwsi, a więc i najlepsi. Impreza jak zawsze bogata. Kryśka to ma talent do kuchni powiem wam, te sałatki, szaszłyki, koreczki no po prostu palce lizać. Gospodarzowi sprezentowaliśmy zestaw sztućców w eleganckim neseserze, który kupiliśmy na marywilskiej. Bo te co ma to pamiętają jeszcze stołówkę giesowską.
Miło było tak do dziewiątej, bo zjawił się Mirek. Okazało się że Krzysiek, brat Kryśki szwagier Andrzeja nie bardzo był zadowolony z tego że ducato jakie kupił u Mirka, jest spawane z dwóch innych i przebieg też był poddany korekcie o jedno zero. Ja osobiście miałem już dać sobie spokój z tą akcją z akumulatorem i stukami silnika ale wódka dodała mi trochę animuszu i włączyłem się w akcje. Co ja będę wam dużo mówił, awantura jak na weselu w remizie, już chyba ostatni raz byłem u Andrzeja na imprezie.
Tą salaterkę co pobiłem, rzucając w stronę Mirka to się odkupi a za pranie dywanu zapłacę.
Wróciliśmy już sami do domu piechotą. Rano czekała na mnie niestety kolejna przykra niespodzianka. Wychodząc z dżekim na spacer zobaczyłem że w przedpokoju nie ma ani kurtki i butów młodego ani kluczyków do samochodu ani samochodu. No to pięknie młody się sprawuje. Obszedłem osiedle i wróciłem do domu, gdzie Grażyna z Oliwką szykowały śniadanie, młodego dalej nie widać. No już ja sobie z nim pogada jak wróci. Koło 11 pojawił się królewicz, od razu wzięliśmy go na spytki:
-Gdzieś ty był, matka juz po ścianach chodziła ze strachu. Tak się zamartwiała!
-No ale przecież u Agnieszki byłem , pisałeś ojciec esemesa żebym po was nie jechał bo był jakiś dramat i wracacie.
-I jej rodzice tak pozwalają na twoje zostawanie tam na noc? Pięknie, po prostu pięknie. Lepiej żebyś czegoś nie zmajstrował tej dziewczynie bo inaczej pogadamy.
-Oj tato…
-Odebrałeś ten serwer dla szkoły wczoraj? Trzeba go sprawdzić.
-No tego to zapomniałem akurat.
-Dobrze że na noc nie zapomniałeś zostać u tej swojej, a teraz do śniadania.
Nie dość, że młody takie rzeczy robi to jeszcze z robotą zaczyna zawalać. Za moich czasów to ja nawet nie myślałem żeby dotknąć wersalki Grażynki a ten na noc zostaje. Jeszcze jej rodzice na to pozwalają, już sobie wyobrażam to towarzystwo.
Po śniadaniu czekała mnie jeszcze wycieczka po ten serwer, bo młody miał odebrać go z punku dehaela po drodze a teraz pewnie trzeba go szukać po jakiś magazynach w Radomiu.
Vol. 15
Wydarłem w sobotę wieczorem, po kilku awanturach na sortowni, ten serwer, którego Sebek nie odebrał. Przesyłka trafiła do magazynu w Radomiu, bo nikt nie będzie takiego kloca trzymał dwa dni w ropuchu, bo tam i tak ciasno. Pięknie się młody spisał. Od poniedziałku zacząłem go konfigurować. No niestety szkoła postawiła na winde serwer, a nie jest to mój ulubiony system, więc trochę mi się zeszło. Co prawda usług nie było za dużo bo tylko active directory, dysk sieciowy i serwer moodle. Migrację miała zrobić pani do informatyki, która jest wuefistką ale zrobiła wieczorwy kurs i została nauczycielką informatyki i administratorem szkolnej sieci. No ciekawe jak jej pójdzie, może padnie jeszcze fakturka za parę godzin wsparcia. Serwer po południu miał wywieźć i zainstalować młody, pożyczyłem mu nawet moje kombii do tego, a mnie zabrała z pracy Grażynka. Bo to jeszcze wpadliśmy po buty dla Oliwki i po zakupy na tydzień. Młody jeszcze miał wpaść do Agnieszki po robocie. Pod wieczór najadłem się kiełbasy i poszedłem spać. Około 2 zachciało mi się pić i słysze że ktoś się kręci po chałupie! Wziąłem te lagę co się nią otwiera schody na strych i schodzę cicho na dół, już mam walić gnoja w potylicę a tam… młody se kanapki robi.
-Co ty tu się skradasz jak złodziej? Do tej pory u Agnieszki byłeś?
-Oj tato no… tylko kanapkę sobie robię i idę spać.
-Chociaż mogła cię nakarmić, z ładnej miski to ty się nie najesz młody.
Aż strach się bać co ten młody wyrabia, no już nie wiem co z nim robić. Przycisnę go może trochę w pracy to mu wywietrzeje ta dziewczyna z głowy.
W międzyczasie zrobiły się mikołajki więc i czas na prezenty dla rodziny. Oliwce kupiłem smartwatcha, starego niestety zniszczyła na eskaesie, młody dostał szkolenie na trzy dni z programowania w fast api i reakcie, dwie pieczenie na jednym ogniu i szkolenie do roboty i prezent a Grażka dostała bilety na kabarety w domu kultury, liczę że weźmie mnie ze sobą to się zawsze trochę człowiek pośmieje i pobawi, oderwie od kłopotów dnia codziennego.
Vol. 16
Po dwóch dniach od instalacji serwera w szkole oczywiście rozdzwonił się telefon od pani wuefistki, bo ona nie może tego czy tamtego. Szkoła oczywiście nie zdecydowała się na wsparcie, więc zaproponowałem rozliczenie za godziny ale cena podobno zwaliła ich z nóg. Trochę szkoda, bo dostałem też rachunek za prąd do firmy. Muszę powiedzieć że nie przeliczyłem tego za dobrze i spora część zysków z prywatnej chmury znika w opłatach za prąd i ten kontener. No trzeba się zacząć zastanawiać nad rezygnacją z wynajmowania biura, bo to i tak się wszystko robi zdalnie teraz. No i pojawiło się u kilku klientów krępujące pytanie o standard mojej serwerowni. Trzeba będzie poszukać jakiejś kolokacji niedrogiej i przenieść się z pracą do domu. Wtedy to i jeden samochód byśmy mogli mieć. Trochę byśmy zaoszczędzili zanim ruszę z nowymi klientami i usługami…
Na mikołajki w pracy Grażynka dostała od jednego z klientów voucher na weekend w Białce. Mam nadzieję że to mnie zabierze ze sobą he he, bo dawno już na nartach nie jeździłem a miałem ochotę od dłuższego czasu na przetarcie sztachet, no i popiwkować trochę w basenach. Pomyślałem, że wpadnę wieczorem do Krzyśka od Andrzeja, on ma komis to może coś wyhaczę i jeszcze jeden biznes może ubiję. Interes zaczął jak tylko otworzyli granice na zachód. Zaczął zwozić wystawki z niemiec, austrii czy belgii do nas i handlować u nas tym szmelcem. Potem zrobiła się moda na meble holenderskie i stał się sporym importerem w okolicy, otworzył stolarnię gdzie robił im renowacje i trzepał kasę. Nie powiem ładnie mu biznes poszedł.
Wchodzę do niego do biura, no pięknie ma urządzone, skórzane sofy, ciężkie drewniane meble, ma chłopak gust i od razu widać że poważny biznesmen. Chyba sam sobie zrobię kiedyś taki gabinet.
-Cześć Krzychu!
-Ooo witam witam cię Janusz, co cię do mnie sprawdza? Nowe mebelki, może coś z agd czy rtv albo sprzęt sportowy?
-To ostatnie, wybieramy się z żonką w góry i jakieś narty by się przydały.
-Świetnie trafiłeś, zapraszam cię do magazynu.
No czego tam nie było, rowery, sprzęt do siłowni, sprzęt narciarski. Wybrałem sobie eleganckie narty od rosiniol i kask z goglami od atomika, będę wyglądał normalnie jak Herman Maier w Nagano.
-No ale mam jeszcze jedne interes Krzychu do ciebie, co byś powiedział na testowanie mojego crm? Będziesz miał tańszy abonament a ja mam u kogo testować.
-Dobry pomysł , miałem z tym do ciebie uderzyć u Andrzeja ale wyszło jak wyszło, bo ci co mi teraz robią komputery w firmie, wiesz ci koło rynku, to słabi strasznie …
-No to widzisz rozmawiasz z odpowiednim człowiekiem. Młody wpadnie pod koniec tygodnia to zbierze od ciebie wymagania i ruszymy z tematem, a jakoś jutro pewnie z Grażynką wpadniemy po sprzęt dla niej.
-Zapraszam, zapraszam.
W domu pochwaliłem się Grażce zakupami, ale ta to jednak jest szczera do bólu
-Janusz, gdzie ty z tym bebechem na narty, człowieku przecież ty się zasapiesz w kolejce na wyciąg..
No może miała trochę racji, wszędzie się samochodem jeździ no i zjeść też lubię. Przy okazji zakupów nart dla mojej małej, wpadł mi w oko wioślarz, będzie się rano z pół godzinki machać na nim potem spacerek z dżekim i będzie forma na wyjazd!
Wieczorem przy kolacji zacząłem temat wyjazdu młodego na szkolenie:
-Jak będziesz Sebek jechał do tej warszawy? Pociągiem?
-No nie wiem co z noclegiem jeszcze bo…
Grazynka mu przerwała - Moja koleżanka ma pod warszawą agroturystykę, byś sobie kolejka podjeżdżał na zajęcia, przedzwonię żeby ci naszykowała pokój.
-No tylko że ja to bym chciał z Agnieszką pojechać bo ona ma samochód to by było łatwiej się poruszać.
No aż mi kanapka upadła… ciągle wszędzie z tą dziewuchą! Za młody jest na takie romanse i wyjazdy, ale pełnoletni to co ja tam mogę mu kazać.
Stanęło na tym że jadą razem jej samochodem. Następnego dnia jakby jeszcze mało było wszystkiego dostałem podwyżkę czynszu za biuro. Młody z panną na wyjeździe będzie a mnie czeka znowu szukanie nowego miejsca na firmę. I to wszystko w dwa dni!
Vol. 17
Młody z rana pojechał do Warszawy, muszę powiedzieć, że chyba jednak w miarę zaradna ta Agnieszka, bo sama zarobiła już na samochód. Co prawda golf czwóreczka ale jednak. Młodego to się jakoś kasa nie trzyma, to może od niej nauczy się oszczędzać. Nawet Grażynka zaczęła jej odpuszczać i kanapki na drogę zrobiła też dla niej. Zapach jajka na twardo powinien ostudzić ich romantyzm w samochodzie.
Ja z rana w drodzę do biura dostałem telefon od Grażki że jej ciotce są potrzebne jakieś zakupy i że chciała jechać do lekarza bo ją coś biodro boli a ona nie może się wyrwać z pracy. W sumie dobrze wyszło bo i tak miałem ją zaprosić na święta do nas, bo w tym roku wigilia u nas… oj żebym ja jeszcze coś z tego miał. Więc do biura dotarłem koło południa, wpadło kilka zgłoszeń od klientów i uporałem się z nimi do obiadu. Zacząłem przeliczać moje koszty i oszczędności jakie planowałem. Znalazłem też tanią kolokację, i to niedaleko bo w Radomiu. Rozpisałem też plan transformacji mojej firmy w nowocze przedsiębiorstwo technologiczne. Koniec z utrzymaniem sieci, drukarek czy pięciu komputerów albo robieniu stronek dla jednoosobowych biznesów. Tam ani rozwoju, ani budżetów. Zostało mi ledwie paru klientów takich, więc strata niewielka ale jednak sentyment jest, więc trzeba będzie znaleźć jakąś pomoc. Andrzej mówił że chce z synem się przebranżowić na IT to może by to był początek dla nich?
Postanowiłem że idziemy w crm i erp jako saas, może jeszcze jakaś apka, no i wsparcie devops w saas, bo chmura to przyszłość. Zamówiłem też bazę danych firm, nie było drogo więc inwestycja zwróci mi się już po jednym kliencie. Tylko kto mi to obdzwoni?
Całość pomysłów podesłałem mojej małej żeby mi to policzyła, bo nie chcę kolejne wpadki jak z tym prądem.
Po kolacji usiedliśmy do omówienia planów, i wygląda na to że zaczynamy zupełnie nowy rozdział w firmie. Jutro wypowiem najem i przeniosę się na drugie piętro domu. Stoi już od lat nieużywane bo dzieci kiedyś miały tam pokoje do zabaw ale teraz to jedno w telefonie drugie u Agnieszki tylko.
Powiem wam że czasem to się zastanawiam czy nie rzucić tego wszystkiego i pójść na etat.
Vol. 18
W środę rano wyjechałem do Radomia, obejrzeć serwerownię, którą rozważam jako kolokację dla swojej chmury. Powiem, że zrobiło na mnie wrażenie, nowy budynek z drzwiami na pipaka, kilka komór z systemem gaszenia co prawda pianą, ale zawsze to lepiej niż kontener wyłożony styropianem, no i UPS z agregatem. Cena była niezłą więc nie wybrzydzam na część parametrów i podpisuję umowę. Sprzęt przeniosę jako w sobotę, trzeba dać znać klientom o przerwie, no i młody sobie wziął urlop na żądanie i siedzi w warszawie do końca tygodnia. Po drodze do domu wstąpiłem jeszcze do Selgrosa, bo mam całą listę zakupów na święta, no i trochę promocji jest to uzupełnie zapasy w spiżarni. Jak dojechałem do miasta to jeszcze odwiedziny u ciotki w szpitalu, bo ten jej ból to okazało się że złamane biodro i teraz trzymają staruszkę na ortoepdii. To wpadnę z jakąś pomarańczą do kobieciny, a potem jeszcze przepalę u niej w chałupie, żeby mróz nie wszedł. Do domu dotarłem po południu i stwierdziłem, że zobaczę jak pracuje mi się z domu. Powiem wam że było całkiem przyjemnie, co prawda siedziałem w salonie z laptopem na stole, ale udało się zrobić wszystkie taski. Muszę pogadać z Andrzejem czy biorą się z synem za to utrzymanie komputerów i sieci bo powiem już mnie to drażni.
Po południu zaszedłem na drugie piętro, popatrzeć jak tu się ulokować z pracą. Powiem wam że człowiek to głupi był, że taki wieżowiec pobudował, parter i piętro by nam spokojnie starczyło a tutaj to jeszcze człowiek porobił te puste pokoje. Ile to kasy poszło na wykończenie za to bym chyba sobie wtedy kupił nową Sienę z salonu. Jak dzieciaki były małe to się tutaj bawiły, a teraz stoi parę kartonów. Będzie trzeba Grażkę poprosić żeby sprzątnęła. No ale wybrałem sobie pokój od północy bo duży jest i blisko łazienka he he, ale tak serio to wolę pracować w ciemniejszych pomieszczeniach. Trzeba będzie tutaj pomalować i jakieś meble wstawić, bo z poprzedniej siedziby już się nie dawały do niczego a teraz mam od właściciela biura albo u Krzyśka coś się kupi za niedużą kasę. Wieczorem moje panie były na wychodnym u jakiś znajomych, więc szybko odkurzyłem górę i pomalowałem swój nowy gabinet na taki ni to zielony ni to szary. Akurat zostało mi tej farby bo perełka chciała malować nią pokój ale w końcu tylko jedna ściana była nią robiona. A tak to się chociaż nie zmarnowała, bo trzeba malować tym co się ma w domu.
W czwartek wpadł do mnie Andrzej, akurat w garażu składałem narzędzia po szybkim liftingu mojego nowego gabinetu.
-Serwus Janusz, Grażka mówiła że tu się zamelinowałeś.
-Witaj witaj, miałem dzwonić do ciebie w sprawie tego przejęcia utrzymania ode mnie.
-No ja w tej sprawie właśnie, bo gadalem z młodym i my się zdecydowaliśmy, już z tego co mówiłeś to szkolenia robię z podstaw sieci, mikrotika i aktiwe dajrektory.
-No to super, a młody?
Pawełek to też niezły urwis, ledwo się prześlizgnął przez liceum, i to takie do którego trafiali w większości ci których nie chciała lokalna zawodówka, a to jakieś kołpaki ukradł a to jakieś telefon niby znalazł. No ale zaraz po maturze, której nie zdał, zaciążył taką Agatę i zaczął pracę w sklepie komputerowym. Coś tam o IT wie.
-No młody się wziął za linuksa i sprzęt będzie ogarniał.
-Dobra to ja was przedstawię klientom i od przyszłego roku zaczynacie działać, jak coś to wam pomogę z Sebkiem.
Wieczorem wziąłem się za sprawdzanie faktur i okazało się że jeden z klientów, który migrował się na nowego windowsa, nie zapłacił od miesiąca za nowy sprzęt. Tutaj nauczony doświadczeniem, w umowie jestem zabezpieczony na taką ewentualność. Zablokowałem im wszystkie konta domenowe i zrestartowałem maszyny, prezes dostał sms z informacją. Myślę że rano pieniążki wpadną na konto.
W piątek zacząłem rozsyłać do klientów mejling z informacją że zmienia się zespół administratorów. Co ciekawe raczej nikt się tym nie przejął. Zabrałem się też za prezenty pod choinkę, dla Oliwki kupiłem wyjazd na obóz dla grafików na ferie, żonce podaruję zestaw kosmetyków lankome, dobrała mi pani w daglasie bo po wpadce z perfumami pani walewska w zeszłym roku uważam już na zakupy dla niej, no i jeszcze bon na cały dzień w spa, należy się jej za wszystko co robi dla rodziny. Z młodym klasycznie miałem najwięcej problemu co kupić, myślałem coś o samochodzie, bo mówił że chce się usamodzielnić ale stwierdziłem że jeszcze rozbije i kupiłem mu della preciosion, bo to dwie pieczenie na jednym ogniu, prezent i nowy komputer do pracy. O teściach, których mamy na wigilii też nie zapomniałem i kupiłem im frytkownice beztłuszczową, bo mówili że chcą się lepiej odżywiać. No a dla ciotki to co można kupić? Dopelhertz i szlafrok…
Po południu zadzwonił prezes firmy, której dzień wcześniej zablokowałem stacje
-Panie Januszu, co to ma znaczyć? Cały dzień nikt nie mógł pracować, co pan sobie wyobraża?
-Proszę spojrzeć do umów. Zgodnie z nią za brak opłaty faktury sprzęt blokujemy. Na pewno to tylko drobne niedopatrzenie księgowej, ale bądźmy gentelmenami i szanujmy zapisy.
-Chwila … - odburknął ten cham bez szkoły- no faktycznie nie poszła ta fakturka, ja bym puścił bym może przelew zaraz i moge prosić o odblokowanie tych kont?
-Tak już odblokowuję, oczywiście jak nie dotrze jutro do końca dnia, oczywiście z powodu jakiegoś błędu, to będę musiał powtórzyć to
-Tak tak już puściłem pieniądze.
-Oczywiście, zweryfikuję jutro. Stacje już działają…
A przy weekendzie, to wiadomo, jak to przed świętami. Zakupy, obstalowanie i ubieranie choinki i jeżdżenie na szmacie.
Vol. 19
Święta w tym roku to się średnio zapowiadają. W niedzielę wieczorem, do Grażki zadzwoniła sąsiadka ciotki że zabrało ją pogotowie. Myślałem że dowiem się co i jak z rana a przed poniedziałkiem się wyśpię ale pojechaliśmy do szpitala w nocy i okazało się że nie wesoło. Staruszka dostała zatoru z powodu złamanego biodra, mówiła że ją boli i byłem z nią u lekarza i nic nam nie powiedziała ehh… I zeszło się jej na same święta. Teraz przed nami organizacja pogrzebu bo żadna rodzina się nie interesuje. Ja musiałem zrobić trochę tematów w firmie, przekazać młodemu co się działo przez tydzień bo siedział z tą swoją konkubiną w tej Warszawie. Chodzi jakiś taki dziwny rozkojarzony nie wiem co z nim nic nie gada. Nic od niego nie można wyciągnąć co on taki zgięty jak słonecznik.
Wieczorem w poniedziałek wpadł, już zgodnie z tradycją teść. Zrobiliśmy rybkę po grecku (a rybka wiadomo co lubi he he), sałatkę jarzynową no i przystroiliśmy dom na święta. No nie powiem, trochę z sąsiadami rywalizujemy, ale w tym roku muszę powiedzieć ja byłem górą. Dwa dmuchane mikołaje, trzy renifery, dwie sosny przystojne ponad trzydziestoma metrami światełek każda, no i tegoroczny hit czyli projektor rzucający piękne wzory na elewacji, chinczyk się postarał nie powiem. Łapiduch z naprzeciwka, może się schować ze swoją girlanda z aldi i jednym smutnym reniferem, który nawet nie miał ruchomej głowy.
W wigilię to z rana robię objazd po moich kluczowych klientach z odpowiednim załącznikiem, dla pań mam zawsze kwiaty i bombonierka a dla panów to wiadomo he he. No i oczywiście kalendarze, notatniki jakieś smycze i inne pierdoły. Utrzymanie relacji z klientami to jednak jest klucz do sukcesu. Nie inaczej z urzędem, szczególnie skarbowym i ZUS ale to Grażynka ogrania na szczęście. Jak co roku, pod koniec grudnia sporo klientów chce wydać resztki budżetu na szkolenia czy jakieś drobne prace, nie inaczej było w tym roku. Parę faktur jeszcze wystawie przed sylwestrem.
Do domu wróciłem na pierwszą po południu i od razu wir przygotowań kolacji, bo w tym roku u nas. Udała się wigilia, muszę powiedzieć. Jedzenie dobre, miło posiedzieć z rodziną, po kolacji jak co roku wpadł do nas kuzyn Grażki. Trochę z nim rywalizuję, chodziliśmy razem do technikum, bo też ma swoją działalność w IT, ale on to cienki jest i opowiem wam o tym innym razem. Muszę powiedzieć że w tym roku, zresztą jak zawsze, wygrałem z nim na dekoracje świąteczne. Ten to se może najwyżej girlande światełek na oknie w kuchni powiesić w swoich dwóch pokojach na czwartym piętrze.
Pierwszy i drugi dzień świąt to wiadomo rundka po rodzinnych obiadach i obijanie się w domu, poza Sebkiem bo ten ciągle i Agnieszki. No dobra kończe bo jedziemy na pogrzeb ciotki i odczytanie testamentu, bo coś nam podobno staruszka zostawiła.
Vol. 20
Trochę mnie nie było bo okazało się że mam małą rewolucję w życiu, ale o tym zaraz. Łapcie volumen co tam u nas po świętach i w nowym roku.
Piątek zleciał w zasadzie na pogrzebie ciotki, robieniu stypy i sprawami z papierami. Na konsolację to wiadomo, każdy się pchał po darmowy obiad ale zająć się staruszką to już nie miał kto i dorzucić się do pogrzebu też nie. Po południu byliśmy u notariuszki, koleżanki nieboszczki, bo dzwoniła do nas, że coś nam zapisała. No i powiem wam że aż się prawie popłakałem ze wzruszenia, niby się człowiek denerwował na nią ale jednak doceniła człowieka i zapisała nam.. swój dom. Oczywiście na razie nic rodzinie nie mówimy bo zaraz będzie dym, i każdy będzie mówił jak to się jemu należało.
W weekend zająłem się z Sebkiem zajęliśmy się migracją serwerów z kontenera pod biurem do Radomia. Akurat wielu klientów nie pracuje więc sprzęt zabraliśmy w całości i od razu rura na serwerownię. Zamontowaliśmy szybko nasze maszynki i nawet się ładnie odpaliły. Po drodzę do domu zajechaliśmy jeszcze w jedno miejsce, bo znalazłem na OLX ofertę na litrowe Lenovo z i7 (m73 wiadomo legenda he he) w dobrej cenie więc wziąłem pięć sztuk do domowego laba.
W domu już leciałem ze sprawdzeniem usług, kubernetes to jest jednak luks, sam się podnosi, sam o siebie dba. Migrację trzeba uznać za sukces. W poniedziałek zdałem swoje biuro i skończyłem urządzać swoje nowe miejsce pracy. Krzysiek poratował mnie meblami w dobrej cenie i teraz w końcu mam eleganckie biuro. Młody powiedział że będzie siedział u siebie w pokoju. W sumie dobrze bo na jego miejscu pracy przyszczędze. Mam nadzieję że to już ostatnie przenosiny bo to cholery można dostać.
Sylwester to zawsze dzień gdzie nie pracuje za dużo, nie inaczej było w tym roku. Od południa przygotowania do domowej posiadówki. Ze względu na żałobę, nie zapraszaliśmy nikogo poza Agnieszką. I powiem wam że przestałem się dziwić że Sebek tak bardzo chciał żeby przyszła do nas. Bo oświdczyli nam że … będa mieli bombelka. No aż mnie spadł widelec na podłogę a Grażka to się biała zrobiła. No popisał się ten młokos, oczywiście planów i pomysłów życiowych jak na lekarstwo. Żeby tylko nie spierdzielił dzieciakowi albo Agnieszce. Najbardziej z nowiny ucieszyła się Oliwka, że będzie ciocią. W sumie i mnie się łezka w oku zakręciła, przytuliłem dzieciaki od razu kazałem dzwonić do swatów, one już wiedzą od wczoraj, i zapraszać na niedzielę. Zastanawiałem się nawet czy w piątek salonu nie pomalować żeby to jakoś wyglądało, bo zaraz sobie pomyślą nie wiadomo co o nas bo to jednak może być drażliwa sytuacja. Czas rozbić chyba świnkę skarbonkę i wyprawić Sebka w dorosłość.
Nie powiem nowy rok zaczynamy z przytupem. Przynajmniej wiem na co się przyda dom po ciotce …
Przy niedzieli przyszli do nas swatowie na zmówiny. Muszę powiedzieć że Alicja i Piotrek są całkiem miłym ludźmi pomimo że nauczyciele. Wiadomo trauma z czasów szkolnych została do dziś he he. Odstawiliśmy z Grażynką elegancki obiad, odprowadziliśmy ich po domu i nie powiem widać było że trochę zazdroszczą domu jednorodzinnego, dwóch Volvo i własnej firmy, ale to dobrze. Niech widzą że córka dobrą partię trafiła. Młodzi przekonują się do ślubu no i chcą zamieszkać razem jak najszybciej. Trzeba by myśleć o jakimś remoncie w domu po ciotce.
Vol. 21
Dawno mnie nie było, ale w końcu udało się wykroić chwile na spisanie moich ostatnich ostatnich przygód. Niby kryzys a nie wiadomo w co ręce włożyć, i domu i firmie tyle roboty że nie przerobisz.
Z początku roku to wiadomo kupa roboty, bo pod koniec roku każdy chce wykorzystać budżet co mu został. No i w zasadzie do początku marca z młodym robiliśmy te grudniowe zlecenia. Nie powiem wpadło trochę kasy ale ile to roboty z taką drobnicą to głowa małą. A to ktoś chce zmieniać teksty na stronce (jak zwykle człowiek uwierzy że strona nigdy do zmian nie będzie i zrobi czystego HTML a potem non stop poprawki, a budżetu na nową stronę nie ma), a to jakieś logi dorobić, a to szkolenie czy jakieś doradztwo. Generalnie proza życia.
W międzyczasie Sebastianek zrobił nową usługę storydżu, więc i za pierwsze dwa wdrożenia wpadła mu niezła kasa, to ma na start w dorosłość. Ale o tym jak to robił to innym razem bo to też dobre jaja były.
Jak już jesteśmy przy młodym to on też stoi za tym że nie miałem czasu od początku roku nic pisać na blogu. Młodzi stwierdzili że chcą jak najszybciej zamieszkać razem, i w połowie stycznia Agnieszka zamieszkała na stałe u nas. Wiemy z Grażką że mieszkanie młodej rodziny z teściami czy rodzicami nie jest zbyt fortunne, w końcu sami przez trzy lata siedzieliśmy kątem u teściów. Nie powiem podkładanie do piec, razem z teściem, i nie tylko, kto wie ten wie he he, dobrze wspominam. Ale u siebie to u siebie. Z Grażynką ustalimy że dom po ciotce idzie dla nich a nasz zostanie dla Oliwki, żeby było sprawiedliwe.
Wpadliśmy też na kawę do Alicji i Piotrka żeby, przedstawić im ten pomysł i podpytać czy się dołożą do nowego gniazdka dla młodych.
No i tutaj się nasz miesiąc miodowy popsuł. Tak to było miło, kawki, herbatki, pokazywanie ciuszków dla wnuczki we wspólnym udawanym zachwytem nad śpioszkami. Ale jak Grażka zaczęła o domu to ci się odpalili jak stary diesel
-No no jeszcze co! Już nam wasz synek dorobił wnuka, ślubu za waszą namową nie chcą to jeszcze mamy remontować dla was dom? No jak tacy jesteście bogaci to sobie sami remonty róbcie!
To już wiedziałem że nie ma co z nimi gadać. Z jeden storny szkoda że nie chcą wesprzeć miejsca dla wspólnej wnuczki ale z drugiej miło że ludzie widzą jednak sukces człowieka, ehh moje volvo stojące obok ich pandy musiało zrobić wrażenie na panu magistrze od fikołków.
W końcu sam z Sebkiem wyremontowałem dom po ciotce. Parę lat temu, ja jeszcze wujo żył, to zerwali boazerię, wymieniono elektrykę, zrobili gładzie i wstawili kocioł na pellet. Do dokończenia była kuchnia no i kibel do remontu. Kuchnie kupiliśmy w zielonym obi, płytki położył chrzestny Sebka a kibel malowanie i meble ogarnąłem sam z młodym
Od miesiąca siedzą już u siebie. Dobrze że chociaż Oliwka została w domu bo chyba depresji bym dostał, tak się pusto zrobiło…
Dobra lecę robić projekt . A już niedługo nowa bombowa sprawa wpadnie na bloga!